Barczysty, łysy mężczyzna, wyglądający na około czterdzieści lat, lewą ręką utrzymywał dłonie za moimi plecami, natomiast w jego prawej ręce, znajdowało się narzędzie, którym w ciągu jednej sekundy mógł odebrać mi życie.
Przymknęłam delikatnie powieki. Przed oczami natychmiast pojawiły się różnorodne wspomnienia. Zaczęło się od tych banalnych - poznanie Tori, pierwsza lekcja gry na pianinie. Pamiętam to uczucie, gdy po raz pierwszy musnęłam palcami czarno-białe klawisze. Później pojawiły się te ważniejsze wspomnienia - te, które sprawiły, że jestem tą osobą i znajduje się właśnie tutaj.
- No, no, no Harry. Ładną sobie panienkę wyrwałeś - cichy, gardłowy głos dochodzący z bliskich okolic mojego ucha sprawił, że omal nie krzyknęłam. Zdecydowanie szczuplejszy, jednak równie przerażający mężczyzna powoli odsunął się ode mnie i przesunął palcem po mojej talii, co sprawiło, że przeszedł mnie zimny dreszcz.
Gwałtownie otworzyłam oczy. Skórzana kurtka i ciemnobrązowe loki kontrastowały z jasnością ulicy, znajdującą się za jego plecami. W zielonych tęczówkach malowało się przerażenie.
- Puść dziewczynę, jej to nie dotyczy - powiedział, z zaskakującą pewnością w głosie. - Mam pieniądze - dodał, po chwili namysłu.
____________
przeczytałeś? proszę, zostaw po sobie komentarz. to dla mnie cholernie ważne i daje ogromnego kopa do pisania dalej. :) mam nadzieje, że się spodobało, kolejny rozdział zależy od ilości komentarzy.
[@erudycja]